Dziś kilka nowości kosmetycznych, od których bije letnia owocowa soczystość, czyli to co uwielbiam :) Wszystkie produkty, które poniżej opiszę przetestowałam wielokrotnie i niektórym z nich udało się mnie zaskoczyć :) Muszę jednak zaznaczyć, że ogólnie przy wyborze kosmetyków w 80% kieruję się zapachem i umiejętnością nawilżania, jaką obiecują producenci, zatem szukając ideału przede wszystkim biorę pod uwagę te dwa czynniki.
Öl Dusche Melone & Birne (Olejek pod prysznic `Melon i gruszka`)
Na pierwszy ogień żel pod prysznic wg producenta zawierający perełki z olejkiem pielęgnującym skórę. Produkt przebadany dermatologicznie, o zrównoważonym pH, bez parabenów. Ma rozpieszczać ciało i duszę zapachem melona i gruszki. Cena: 3.99 zł / 300ml .
Rozpieszcza zapachem, to fakt. Zapach udany - wszystko się zgadza, oddaje fuzję gruszki z melonem, moc obu zapachów rozkłada się równomiernie. Zapach jednak nie jest na tyle intensywny, by długo się utrzymać. Po prostu po umyciu jest wyczuwalny blisko skóry przez krótki czas.
Nawilża, bo nie wysusza. To zdanie pozornie wydaje się być mało sensowne, jednak mam swoją własną skalę nawilżania przy bardzo suchej skórze w stosunku do wieku. Jeśli jakiś produkt naprawdę nawilża, będę tworzyć wiersze na jego cześć. Ten jest ok. Czyli bez rewelacji, ale też nie można mu odebrać spełniania swojej roli.
Pieni się przeciętnie - oceniam to w porównaniu z mega intensywnymi "pieniaczami" marek Palmolive czy Nivea.
A jeśli chodzi o istotę tego produktu czyli nazwanie go olejkiem, to niestety zgodzić się nie mogę - w mojej ocenie jest to po prostu żel pod prysznic, olejek to zbyt mocne słowo. Podsumowując - cena zgodna z właściwościami, po prostu kolejny żel pod prysznic, jednorazowa przygoda wyczerpująca moją ciekawość tego produktu :)
Kolejne dwa produkty to świadomie przeze mnie zestawione krem i masło o zapachu owoców leśnych.
Cztery Pory Roku : Masło do ciała Owoce Leśne i Masło Shea
Do kosmetyków marki " Cztery pory roku " zraziłam się kilka razy. Kilka kremów do rąk o rozmaitych zapachach, które mimo świadomości niskiej ceny rozczarowały mnie syntetycznością zapachów i kremy do rąk z serii zimowej - mające rozgrzać ręce, które spowodowały u mnie uczulenie. Powiedziałam sobie, że musiałby nastąpić cud, żebym kupiła coś jeszcze tej firmy. I cud nastąpił. Nowe masełka, na które trafiłam przypadkiem i na które trafić jest ciężko (właściwie widziałam je tylko w Auchan), przywróciły mi wiarę, że jednak można stworzyć coś fajnego w niskiej cenie. Masełka mają 150 ml i kosztują ok 5 zł. Informacje od producenta brzmią różowo : masło do twarzy i ciała o bogatej kremowej konsystencji, intensywnie nawilża, natłuszcza i regeneruje skórę. Zawiera naturalne oleje i masła o działaniu nawilżającym, zmiękczającym i pielęgnacyjnym. Przeznaczone do codziennej pielęgnacji każdego rodzaju skóry, nawet bardzo suchej.
Jeśli chodzi o zapach to produkt spełnia moje oczekiwania w 100%. Jest to słodki zapach leśnych owoców, malin, nie razi sztucznością, jest bardzo przyjemny. Jeśli chodzi o konsystencję również mnie zadowala - stoi on właściwie na rozdrożu między bardzo gęstym masłem a wilgotnej konsystencji kremem. Ale ta konsystencja w połączeniu z zapachem mi odpowiada.
Jeśli zaś ocenić mam nawilżanie i regenerację, to niestety o regenracji mowy być nie może ( testowałam na dość ekstremalnym miejscu, z którym się borykałam po wysuszającej zimie), aczkolwiek nawilża, jednak nazwałabym do nawilżaniem doraźnym. Nie utrzymuje on bowiem tego efektu na dłużej.
I tu przechodzimy do sedna sprawy ekonomicznych kosmetyków do ciała z obietnicą super zapachów ( super - czytaj owocowe, ciastkowe, "smakowe").
Jak to się mówi - coś za coś, nie można mieć wszystkiego. Pogodziłam się z tym dawno, jako że kieruję się dwoma zasadami :
- uwielbiam testować nowości, szukanie smacznych zapachów jest jak niekończąca się przygoda, która daje ogromną gamę doznań zapachowych
- nie gustuję w kosmetykach z wyższej półki, bo nie ma to dla mnie sensu - kremy i balsamy zużywam w równym stopniu dość szybko, nie kalkuluje mi się topienie pieniędzy w coś tak ulotnego, co za moment zniknie, a ja będę szukać dalej - zamykam się w kwocie do 30 zł. Mając więc taką leśną bombonierkę za 5 zł jestem zadowolona i nie wykluczam zakupu tego masełka w przyszłości.
Jest jeszcze jedna ważna zaleta tego masełka - ale o tym w opisie kremu Balea, który znajdziecie niżej ...
Krem do rąk Balea z limitowanej serii " Beautifil Berries"
Na widok tego kremu serducho zabiło mi mocniej. Uwielbiam produkty Balea, z żalem patrzę na kolejne smaczne limitowanki, jakie ta firma wypuszcza na rynek i jak większość Polek marzę o DM'ach w Polsce. Gdy tylko pojawił się w internecie, dosłownie rzuciłam się na niego i od razu kupiłam dwie sztuki wychodząc z założenia, że się zakocham i będzie już za późno. Jakże się myliłam. Krem ma 100 ml, kosztował ok.8 zł i potraktował mnie jak mąż po krótkim okresie randkowania czy też po krótkim okresie narzeczeństwa - zrobił dobre pierwsze wrażenie, był przystojny do tego ( ach, ta tubka :)), a potem rozczarował i powstał problem - mam dwie tubki i co z nimi zrobić, rozwieść się ? Przyczyna tego rozłamu okazała się prosta - krem po wsmarowaniu zaczyna pachnieć inaczej. Starałam się znaleźć zamiennik tego, co za chwilę tu padnie, ale niestety, krem nie pozostawił mi wyboru - po wsmarowaniu zaczyna pachnieć .. rybą. Na początku jest ta słodka faza zauroczenia owocami leśnymi, słodkimi jeżynami, malinami, a niedługo potem coś, co mnie kompletnie zraziło. I być może jestem kosmitką, być może wszystkim się podoba, a mi nos płata figla, ale jednak muszę być uczciwa także sama ze sobą. Konsystencja kremu niezbyt zbita, tubka poręczna, opakowanie estetyczne i to na tyle. Zapach ładny - do pewnego momentu. Czy zraziło mnie to do BALEA - absolutnie nie. Ze smutkiem jednak stwierdzam, że masełko Cztery Pory Roku o tym samym zapachu leśnych owoców pobiło Balea na głowę .
Cztery Pory Roku:
Masło do ciała Pomarańcza i Masło Mango
Na koniec brat bliźniak masełka Cztery Pory Roku - czyli wersja żółta egzotyczna, ta sama wersja 150 ml za ok 5 zł, ta sama konsystencja, to samo zadowolenie, niewielka różnica w odczuwaniu zapachu - zapach piękny, aczkolwiek nuta mango wyczuwalna jest w jakiejś jednej dziesiątej ułamka bardziej, niż pomarańczy i zapach jest ciut bardziej chemiczny, niż w przypadku owoców leśnych, ale to już uznajcie za moje czepianie, bowiem mango to ma do siebie, że jest mocne i może przeważać, a co za tym idzie, sam owoc w sobie uderza w takie właśnie intensywne tony, co bywa mylące w przypadku kosmetyków. Nie mogłam tego jednak nie rozłożyć na czynniki :)Na jednym opakowaniu się nie skończy, szczególnie gdy zbliża się upalne lato, ten zapach jest idealny. Jednym słowem dużo egzotycznej radości za piątaka :)
Jakie są Wasze doświadczenia z tymi kosmetykami? Zapewne jestem jedną z ostatnich testującą Cztery Pory Roku, zatem czekam na Wasze opinie :)